sobota, 8 sierpnia 2009

Dzień -3 czyli fryzjerskie dylematy

Oczywiście zdajemy sobie sprawę, że będzie to kolejne "odkrywanie Ameryki". Przed nami były tysiące jeżeli nie miliony podobnych odkrywców. Jednak dla nas osobiście będzie to przecież zdobywanie nowych lądów. Często, jadąc główną drogą, celowo zjeżdżam w jakąś jej boczną alternatywę, żeby zobaczyć coś nowego. Czuję się wtedy jak odkrywca. I gdy tak patrzę świeżym okiem, nie przeszkadza mi wcale, że przecież od lat żyją tam ludzie i przejeżdżają samochody.

Gosia patrzy przez ramię i dokucza mi, że przynudzam, więc teraz coś poważniejszego. Naszym głównym zmartwieniem jest kolor jej włosów. Przed dwoma dniami była u fryzjera i poprosiła go, "żeby zrobił jej takie włosy, z którymi przez miesiąc nic nie będzie musiała robić". Ma więc w rezultacie kolory o "półtora tonu ciemniejsze od naturalnych" (cokolwiek to znaczy), a ja - najciemniejszą wersję swojej żony w ciągu ostatnich kilku lat. Bynajmniej nie chodzi tu o obawy przed przekroczeniem granicy (poznają - nie poznają), lecz o jej ogólne samopoczucie. Od dwóch dni patrzy na mnie podejrzliwie i wciąż pyta, czy mi się podoba. Ja, jako doświadczony dyplomata małżeński, z kamienną twarzą odpowiadam, że "jest piękniejsza jak zawsze", ale ona jakoś mi nie wierzy.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz