A więc to już jutro. Ponieważ lot do Frankfurtu planowo startuje o 6.20, musimy stawić się na lotnisku o 4.20. Policzyliśmy, że z zachowaniem marginesu bezpieczeństwa trzeba by wyjechać z domu przed drugą. Krótko mówiąc, w ogóle byśmy nie spali.
Dlatego parę tygodni przed wylotem poszperałem w Internecie, chcąc sprawdzić, czy istnieje możliwość przenocowania w pobliżu Pyrzowic. Okazało się to strzałem w dziesiątkę - w ten sposób trafiliśmy na kwaterę do pani Doroty. Trudno uwierzyć, ale 400 metrów od lotniska mamy nocleg za 30 zł od osoby. Wiadomo, bez żadnego luksusu, ale przecież nie tego szukamy.
I jeszcze to, czego nie uświadczy się w żadnym Qubusie, Holiday Inn czy innym sieciowym hotelu - prawdziwi ludzie a nie uśmiechnięta zgodnie z procedurą anonimowa recepcjonistka. W rezultacie spędziliśmy bardzo miły wieczór na podwórku przed domem naszych gospodarzy. Pani Dorota dostarczyła niezbędnych procentów, my soku grejpfrutowego, co stało się punktem wyjścia do bardzo miłej rozmowy na tematy wszelakie. Dowiedzieliśmy się między innymi, że w Pyrzowicach żyje tylko około 400 osób, ale za to są 22 prywatne strzeżone parkingi (według statystyk sołtysa). Chyba rekord świata w przeliczeniu na 1 mieszkańca. Parkingi te robią zresztą niezłą konkurencję oficjalnym parkingom lotniskowym, bo cena za dobę to średnio 6 złotych (na lotniskowych ponad 2 razy drożej). Pogadaliśmy też o dzieciach, pogodzie itp. W takich to okolicznościach przyrody zupełnie minęła nam reisefieber. Nie ma to jak nocne Polaków rozmowy.
Jutro o 4.00 pani Dorota podrzuci nas pod samo lotnisko, skąd ruszymy (miejmy nadzieję) w wielki świat.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz